poniedziałek, 6 listopada 2017

Samodzielne zasypiane czyli sleep training | tak czy nie?


Dziś podejmę, dla wielu rodziców, dość kontrwersyjny temat, a mianowicie czy powinniśmy uczyć dziecko zasypiać? Jak tak, to jaką metodą, do kogo udać się po rady?
Jako jeszcze 'nie-mama' nie przyszło by mi do głowy, że dziecko nie potrafi pójść spać, ot tak. Owszem słyszałam matki mówiące 'idę usypiać dzecko' lecz nie myślałam, że może to oznaczać godzinne walki o błogi sen. Myślałam, że kłądzie się dziecko do łóżeczka, czeka 2 minuty i dziecko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki śpi.
Ooo nie, nie, nie kochane, tak nie jest. Z mojego 7 miesięcznego doświadczenia wiem, że to nie taka prosta sprawa. Słyszałam o złotych dzieciach, które zasypiają same i szczerze zazdroszcze takiej mamce, że nie musi spedzać godzin nad dzieckiem błagając, śpiewając, bujając i modląc się o sen.
Ja nie miałam pojecia jak to będzie. Myśałam, że sie sama nauczy, ale czas biegł, a nasze wieczory wyglądały ciągle tak samo. Więc niedouczona matka zaczeła czytać poradniki. Wszędzie podzielał sie jeden termin - SLEEP TRAINING aka nauka zasypiania. 
Są rożne metody. Różne opinie. Jednak każda matka w głebi serca wie co zadziała, a co nie.
Pierwsze kroki w strone nauki zasypiana podjęłam kiedy mała miala około 4 miesiące, oczywiście z wiadomym skutkiem, skoro wciąż o tym bębnie.
Metoda była dość prosta - wieczorna rutyna, kąpiel, bajeczka bla bla bla odłóż dziecko do łóżeczka jak jeszcze nie spi i pozwól mu zasnąć samemu. I tu się zaczął problem, a mianowicie odkładam dziecko, a ono oczy jak 5 złotych i ryk 'podnoś mnie matka!!!!"
'I co dalej?' - ja sie pytam.
Według poradnika dziecko powinno już spać!
Spróbowałam spiewać do niej jak już leżała, zadziałało parę razy, potem przyszło ząbkowanie i skok rozwojowy i matka zaprzestała treningów, tłumacząc też sobie, że ona taka malutka jeszcze jest.
I tak o to wracam do tematu 3 miesiące później. Magiczny cycek już nie działa jak kiedyś, ręce już mi odpadają od bujania, kręgosłup też już krzyczy abym przestała, a pozatym zaraz wracam do pracy, więc chciałabym ułatwić na życie.
i co tu robić?
Zawsze byłam przeciwna metodom typu 'cry-it-out' czyli zostaw dziecko niech sobie płacze.
Psychicznie jest cieżko słyszeć swoje płaczące dziecko. Jednym słowem jest to metoda nie dla każdego.
Jednak z drugiej strony ona i tak mi ryczy jak ją kłade spać każdego wieczoru, co jeszcze bardziej mnie wypłukuje psychiczne, bo wiem, że tak będzie zawsze jeśli czegoś z tym nie zrobimy.
Którejś niedzieli mówię do tatka 'mam dość! musimy coś z tym zrobic'
Metoda Ferbera.
Jedni mowią okropna metoda, a drudzy, że działa cuda. Usłyszałam od niej od pewnej angielskiej bloggerki, która użyła jej dla swojej córeczki. Nie byłam 100% pewna, więc zaczełam czytać książkę Pan Ferbera i cieszę się, bo informacje w niej zawarte bardzo mnie uspokoiły, dały dużo do myślenia i wytłumaczyły wiele kwestii, które tak bardzo pasowały do naszej sytuacji.
I tak spróbowałam.
Pierwsza noc. Były łzy, wiecej krzyku, ale zasneła sama po 30 minutach.
Oczywiście to nie tak, że ją zostawiłam żeby sobie ryczała, szłam do niej co parę minut, aby się upewnić, że wszytko w porządku oraz obserwowałam ją przez elektroniczną nianie aby mieć wszytko pod 100% kontrolą. Nie miałabym serca, aby ją tak zostawić na pastwe losu.
Drugiego dnia było już 5 minut krócej i płacz już nie był aż tak histeryczny, więc wszytko zmierzało w dobrym kierunku.
Dnia trzeciego bez zmian, wiercenie po łóżeczku, obroty, płacz, ale już bez łez, czyli bardziej próbowała wymusić żebym do niej przyszła. Mądre te nasz dzieciaczki.
Od pierwszego dnia wprowadzenia tej metody noce były o niebo lepsze.
Może opisze wam jak wyglądało usypianie przed treningiem.
Tak więc:
Około 17 jadła ostatni stały posiłek, co dwa dni około 18 kąpiel.
Po kapieli oliwkowanie, piżamka, buziaki od taty (jeśli był w domu) na cycuszka i spać.
Czasami zasypiała na piersi, czasami po cycku musiałam ją usypiać na rączkach.
Odkładałam do łożeczka i albo się od razu budziła, albo po pół lub godzinie. Oczywiście z krzykiem, bo jak to, że zasypiała u mamy, a tu nagle sama w łóżeczku.
Po przeczytaniu tej ksiązki wiem, że bardzo ważne jest by maluchy zasypiały i budziły się w tym samym miejscu, nie jest to wtedy dla nich szokiem.

Jak już wspomniałam od pierwszego dnia treningu noce zmieniły się diametralnie. W teori jest powiedziane, że gdy dziecko potrafi zasnąć samemu to gdy się przebudzi podczas zmiany cyklu snu to bez problemu potrafi od razu zasnąć spowrotem, czego nie potrafią dzieci usypiane przez rodziców, więc gdy się budzą potrzebują pomocy aby zasnąć spowrotem. Cyklów snu jest kilka, więc dlatego też kochane mamy wstajemy do tych naszych maluszków po kilka razy w nocy, nie wspomne już o głodzie :)
Po tygodniu stosowania metody Emilka się przyzwyczaiła, miałyśmy pierwszą przespaną noc w całości i usypianie do drzemek oraz na noc było jak marzenie.
Od czasu do czasu jeszcze 'jęczała' oraz obracała się po łóżeczku lub płakala, ale po maksymalnie 10 minutach zasypiała sama.

Na czym polega Metoda Ferbera?
Wpisując w google wyczytałam, że zostawiamy dziecko, aby płakało dopóki nie zaśnie.
I to mnie cholernie przeraziło. Jednak po zagłebieniu się w informacje zawarte w książce szybko zdecydowałam, że spróbuję. Metoda polega na stopniowym czekaniu (z ang. progressive waiting) . To znaczy, że co pare minut idziemy do płaczącego dziecka, aby je uspokoić, dając mu do zrozumienia, że jesteśmy tuż za drzwiami. Po minucie, albo dwóch znowu opuszczamy pokój dziecka. Za każdym razem kiedy opuszczamy pokój dziecka, czekamy o pare minut dłużej zanim do niego wrócimy. Staramy się nie podnośić dziecka. Każdy powrót do pokoju maluszka ma na celu zwiększyć jego zaufanie do nas. Z każdym dniem czas kiedy opuszczamy pokój dziecka powinien się wydłużać. Oczywiście metode można modyfikować, jeżeli nie czujemy się komfortowo z wydłużającym się czekaniem.
Oto przykładowa tabelka z książki.
Metoda wiąże się z tym, że nasze dziecko będzie płakać, a powodem jest nowa rutyna do której nie są przyzwyczajone, dobra wiadomość jest taka, że dzieci szybko się uczą i z doświadczenia wiem, że po paru dniach już nie powinno być tak cieżko. Jednak kluczem do sukcesu jest 100% dostosowanie sie do metody oraz stosowanie jej za każdym razem przy usypianiu na noc oraz przy drzemkach. Najgorszą rzeczą jaka możemy zrobić dziecku to wysyłać błedne sygnały, raz je usypiać w łóżeczku, a za drugim razem usypiać na rączkach. W ten sposób się nie nauczą zasypiać.

W naszym przypadku poszło dość gładko.  
Emilka szybko poddała sie metodzie, a zarazem nowej rutynie, która towarzyszy nam do dziś.
Od trzech tygodni moje dziecko zasypia samie i od półtora tygodnia przesypia noce.  Od czasu do czasu budzi się w nocy, jednak nie potrzebuje mojej interwencji i po paru minutch zasypia spowrotem. Mogę policzyć na plcach jednej ręki, kiedy musiałam do niej wstać. Nauczyłam się rozpoznawać jej płacz i wiem kiedy muszę do niej iść, żeby ją nakarmić, bo zazwyczaj o to chodzi. 

Cieszę się z naszego sukcesu. Potrzebowaliśmy tej zmiany jako rodzina. I mimo, że tęsknie za naszymi nocnymi zchadzkami oraz karmieniami to wiem, że jest to zmiana na lepsze. Zmiana, która zostanie z Emilką na całe życie. Jak to się mówi, po deszczu zawsze wschodzi słońce. Po kilku cieżkich nocach na początku treningu, czarne chmury nas opuściły i Emilka poddała się nowej rutynie.
Jestem z nas bardzo dumna. To taki nasz prywatny krok milowy.  
Czy polecam tą metode? 
Napewno polecam książę Dr Ferbera "Solve your child's sleep problems'
Jest tam mnóstwo informacji i każdy może zadecydować sam co zrobić.
W internecie roi się od róznych metod, więc wybór jest ogromny. 
Każdy znajdzie cos dla siebie i swojego dziecka. Najważniejsze to pomóc naszym dzieciaczkom nauczyć sie zasypiać. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz